Adspice, et ex ipsis molem metire ruinis.
Jako gdy z możnych cedrów, lub rosłych modrzewi,
Co go bujny grunt żywi, moc trzyma, czas krzewi;
Z górnych się Alpów, na las, nagły szturm wyprości
I z brzegu na brzeg płaskim pokładem umości;
Stoi pasterz, co wśrzód dnia liściem jego chłodział,
Pytając się po chwili z żalem: gdzież się podział?
Byłeś, wielki zakonie! tyleć z chluby całéj
Zostało, że się o twym byciu zadumiały
Świat pyta, i niekiedy łzawemi oczyma
Z cichym jękiem uskarża na los: już cię niéma!
Tak się znać nieodwrotnéj podobało woli,
Która, od wieków ważąc gwichtem ludzkiéj doli,
Igra sobie z mocarstwy; a na wzór miesiąca,
Raz je pełni, drugi raz dumne rogi strąca;
I znowu z czarnych kirów dobywszy powłoki,
Blask po niebie rozniecać daje srebrnotoki,
Aby śmiertelny zlepek w znikoméj postaci
Nie ufając, iż go traf marny ubogaci,
Miał pewne skazitelnéj natury przykłady:
Jako niémasz pod słońcem tak przeważnéj rady,
Ni potęgi tak groźnéj, by jéj wolnym tropem,
Ślepym czas wszystkotrawny nie zburzył podkopem.
W szczupłych dwu wieków szrankach mieszcząc bieg zamkniony,
Któreż ci dziarstkim pędem zrównały zakony?
Biegłeś, mijając drugie, olbrzymskim poskokiem:
Sława-ć piór dodawała, a rząd władał krokiem;
Gdzie za piękne zawody i trudy szlachetne,
Czekał honor u mety, wijąc ziele świetne.
Więc wszystkie zagarnąwszy w siebie innych czyny,
Wszystkim-eś dzielnie zrówał, jak ów bystropłyny
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/428
Ta strona została przepisana.