Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/435

Ta strona została przepisana.

O ty! co najwyższego ramieniem dźwigniony
Nad książęta i pierwsze w chrześcijaństwie trony,
Z górzystych Watykanu wież, stróż jego trzody,
Pasiesz prawdy pokarmem króle i narody:
Możnym kluczem otwierasz drogę do żywota,
I kiedy chcesz, do niego wieczne zawrzesz wrota,
Powiedz, któż dzielniéj nad ten, trójkoronny panie!
Dźwigał zakon Piotrowe dotąd panowanie?
Któż go znosi? twa ręka: kto z pierwszych ocięty
Pień gałęzi, a jeszcze w korzeniu nietknięty,
Możnym rydlem z rodzinnéj osady wygładza?
Twoja, co ją tak krzewił, nieprzełomna władza.
Szanuję twe wyroki, ani szemrzę na nie,
Wzdy należało przecie miéć politowanie.
Godzien był, by nań srogie nie padały ciosy.
Lecz już upadł! — tak chciały nieuchronne losy.
Nic na ziemi trwałego; a co krąg obiega
Jasnych na niebie planet, znikoméj podlega
Odmienności na świecie. Blady strach oblata
Zmilkłą w swym gruncie ziemię: jako u Eufrata
Zwolna się pod obłoki srogi olbrzym wspina.
Głowę mu złotorodna blaskiem krasi mina,
Piersi srebrem zachodzą, a brzuch z twardéj miedzi
Położony na stalnych dwu goleniach siedzi.
Morze się w lochy ciśnie, las wierzchołki schyla,
Drżą góry; alić ledwo drobna mignie chwila,
Mały z góry kamyczek o ten gmach zawadził,
I wszystkie zgniotszy kruszce, w jeden gruz osadził.

Zazdrość dała przyczynę, zazdrość, jędza blada,
Co światłości nie cierpiąc, w czarnych lochach siada.
Nigdy prosto nie patrzy, zyzem tylko strzyże,
Żółcią pluje i splutą żółć za pokarm liże.
Smutna zawsze, chyba gdy ciężkie słyszy bóle,
Każdy ją traf pomyślny ostrym sztychem kole;
A na cudze uciski czując w każdéj chwili,
Jeśli drugich nie może, sama siebie kwili.
Ten to srogi dziworod, łez ludzkich niesyty,
Patrząc na twe zasługi, sławę i kredyty,
Ryknął, ruszywszy zęby w paszczy, ostrym zgrzytem:
„Będziesz-że pierwszym zawsze górował zaszczytem
Nad innemi, dwuwieczny tylko Lojolisto,
Z pogardą tylu nad cię starszych oczywistą?