Daj go sam!“ Owóż tu nowy poswarek:
Ja sobie, ona sobie za zegarek.
Ona w nogi, ja za nią; za rękę ją wiodę;
Ona mnie cap za brodę.
Alem wolał i włosy w garści jéj zostawić
I téj się mojéj ozdoby pozbawić,
Niźli cię długo, pani, tą utratą smucić
I własności twéj nie powrócić.
Odebrałem twój zegarek gwałtem;
A kiedym się nad jego zastanowił kształtem,
Wnosiłem, że ten złodziéj, umykając z gmachu,
Pełen przestrachu,
Gdzieś się w kącie tak otarł biegiem nieostróżnym,
Że co było okrągłym, stało się podłużnym.
Bądź-co-bądź, choć może nie stoisz o to,
Jednak to przecie złoto;
A co większa, jest twoje. Bierz je, pani, w ręce;
Daruj winę biednéj panience.
A na mnie bądź łaskawa, żem się dobrze sprawił:
Wszak dla twojéj przysługi brody-m się pozbawił.
Ale mi nie żal; dałbym i więcéj.
Teraz się będę modlił za ciebie goręcéj.
(Z Lafontaine’a).
Powiadał mi kapelan baszy Amurata,
Że pewny szczur zbrzydziwszy marność tego świata,
Jego rozkosze, jadem piekielnym zatrute,
Wlazł do holenderskiego sera na pokutę.
Była-to puszcza rozciągła,
Głucha, posępna, okrągła,
W któréj mógł sobie bez trosk i kłopota
Czekać w pokoju wiecznego żywota.
Do téj nowy pustelnik cicho wszedszy dziury,
Tyle zębami, tyle dokazał pazury,