Strona:Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Czyli, przelękłych piekieł sięgając krawędzi,
W głębię mórz płomienistych czarne duchy pędzi,
Całe stworzenie w jego obraca się myśli,
Wszystko w ślad idzie, który wszechmoc jego kréśli.
Ciska, śród groźnéj zimy, słońca promyk złoty;
Broni od chciwéj zbrodni wdowę i siéroty,
Albo, w dalekich niebios czczym obwodzie,
Świat nowy stwarza w przechodzie.

Czém jest człowiek? To życie co mu Bóg użyczył,
Przez krótką chwilę śmierci nieszczęście wydziéra,
Bóg mu żałobę zsyła, lub radość odbiéra;
Od kolébki do grobu kroki jego zliczył.

Gdy na arfach zanucą niebiańscy wybrani,
Imie jego powtarza świat tysiączném słowem;
A kiedy się rozlegnie w odgłosie grobowém,
Władcę swego klną piekła w płonącéj otchłani.

Tak anioły, cheruby, i sfery gwiaździste,
I świętych dusze za niemi,
Boże! z Twéj chwały tworzą śpiéwy uroczyste;
I dozwalasz, by nędzny mieszkaniec téj ziemi,
Dźwięk nikły mięszał między hymny ich wieczyste.

Bogu cześć! Jego imie w dziełach się promieni,
W jego ręku cudownie świat złączony błyska,
Za obręb wieków, wieczność on ciska,
A nieskończoność za obręb przestrzeni.