Blady, i sam tajemném jestestwem strwożony,
Z łona skalanéj ziemi, i z piekieł wzniesiony,
Poruszy tuman sromotny.
Głos jego, pełen dziwów, na świat zlękły spłynie,
On swojém tchnieniem grody poniesie w pustynię,
On mimo mglistych wiatrów, przez powietrze wszędzie,
Czarodziejskie rozkazy swe rozsyłać będzie.
Ogień zgromi, i przejdzie przez przepaści wodne,
A piasków zaspy niepłodne
Gdzie stąpi, umają się świéżémi kwiatami;
Gwiazdy będą go wiankiem złocistym wieńczyły,
A na głos jego zadrżą i umarli sami,
Jakby mieli wstać z mogiły.
Wulkan lejący lawę, potok wód wezbranych,
Nie będzie miał przyjaciół pragnąc miéć poddanych;
Tłoczyć będzie brzemieniem nigdy wprzód nieznaném,
On téj ziemi, nie uzna za królestwo swoje,
Srogi, widziéć w niéj tylko będzie swe podboje,
A gdzie Bóg był pasterzem, on zechce być panem.
Dopiéro, gdy pokona niewolniczą ziemię,
Inném żyć zacznie życiem, inne dźwigać brzemię,
On się ani odmieni, ani zestarzeje;
Kwiat przez niego dotknięty natychmiast zwiędnieje,
A bez czci i bez wiary, dla wszystkich i wszędzie,
Cudzoziemcem tylko będzie.
Oczekiwanie jego nie będzie nadzieją;
Zmienną pędzony żądzą, jakby fal koleją,
Strona:Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.