Strona:Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz nasza piękność, walca porwana krążeniem,
Wirem leci, powraca, nieoddycha prawie,
Upojona kwiatami, miłych tonów brzmieniem;
Jarzącém się w złocistych lustrach oświéceniem,
W wrzawie stąpań, w głosów wrzawie.

Co za szczęście na balu wyskoczyć ochoczym!
Czując w hucznéj zabawie pomnożone zmysły,
Niewiedząc czy w powietrzu, w obłoku się toczym,
Czy pod naszémi stopy szczątki ziemi prysły,
Czyli kręte fale tłoczym.

Ale jéj trzeba było z budzącą się zorzą
Odjéżdżać, brać aż w progu płaszczyk atłasowy,
Wtedy częstokroć przejął dreszcz tancerkę hożą,
Gdy po nagiém ramieniu, śliznął się niezdrowy
Poranku powiéw lodowy.

Jak, po wesołym balu, smutny dzień przypada!
Żegnajcie stroje, tańce i dziecinne żarty,
Po miłym śpiéwie kaszel przybywa uparty,
W miejsce różowych uciech, stąpa febra blada,
Żywe oko się zapada.

IV.

Zgasła w piętnastym roku, w świéżości ozdobie!
Zgasła! po wyjściu z balu jątrząc wszystkich żal,
I matce obłąkanéj córkę wrócił bal;
Chyba na to, by strojną śmierć zabrała sobie,
Dla uśpienia w zimnym grobie.