Strona:Wykolejony (Gruszecki) 27.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

bre, zacne dziecko! Ileż ona przecierpi, mówiła z żalem w głosie.
— Ciociu, jutro jadę, muszę jechać; dlaczego mi ciocia o tem mówiła? odparł Stanisław z lekkim wyrzutem.
— Dlaczego? bo mam tylko ją i ciebie na świecie; chciałam was widzieć szczęśliwymi, czyżbyś ty nim nie był, mając taką żonę?
— Ależ ja jej nie kocham.
— Wy-bo zawsze z tą romansową miłością, jeśli tylko ją szanujesz i nie masz do niej wstrętu — to i wystarczy. Miłość przyjdzie i po ślubie.
— No, tak... ale...
— Małżeństwo, to grób waszej miłości romansowej. Ot i ja, nie poszłam za tego, którego kochałam, a byłam szczęśliwą.
Stanisław miał wielką ochotę rzucić pytanie: „a on czy był szczęśliwy?“, ale powstrzymał się i tylko powtórzył z naciskiem:
— Ja jej nie kocham.
— Więc kochasz inną?
— Kocham.
Nastało długie przykre milczenie. Ciotka zamyślona, poważna a smutna, patrzała na wijącą się ścieżkę ogrodową, po której szli oboje. Stanisław wzruszony, niespokojny, to spoglądał