Strona:Wykolejony (Gruszecki) 28.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

na ciotkę, to znów patrzył na biały gościniec, który gdzieś w dali niknął wśród uprawnych wzgórz i szczerze pragnął podróży i oddalenia się z miasteczka.
Nareszcie ciotka po chwili zaczęła:
— Czy tylko tamta kobieta warta Helci, czy ona cię kocha, czy cię uszczęśliwi? mówiła głosem, w którym brzmiał świeży żal z życzliwością i miłością ciotki.
— Ona! zaczął Stanisław zarumieniony — ach! cioteczko, gdybyś ją znała, musiałabyś ją pokochać. Taka dobra, szlachetna, wykształcona, piękna! Ja jej zawdzięczam wszystko, ona mnie uszlachetniła, podniosła, wskazała drogę życia, sławy, pracy dla dobra społeczeństwa — mówił Stanisław szybko, jednym tchem niemal.
— Oj ty zapaleńcze, dosyć tych pochwał, lecz czy cię kocha, czyś się już oświadczył?
— Zdaje się, że mnie lubi, może nawet kocha, nie śmiem jej pytać.
— Czy bywasz u nich często, jakże jej rodzina ciebie przyjmuje, cóż ona za jedna? pytała ciotka powodowana życzliwością, a więcej może ciekawością kobiecą.
Stanisław milczał i nagle spochmurniał; dopiero po chwili, z niechęcią niemal, mówił zwolna.