Strona:Wykolejony (Gruszecki) 52.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Od tej małej sceny małżeńskiej Stanisław był uważniejszy, częściej przebywał z żoną, wychodził na spacery, tylko na żadne wizyty nie mogła go Helcia namówić, „dom mam dla siebie, nie dla ludzi,“ odpowiadał na wszelkie zachęcenia.
Tak minęło kilka miesięcy, aż wreszcie przyszła chwila oczekiwanej słabości żony. Stanisław okazał się nadzwyczaj troskliwym, sprowadzał doktorów, siedział przy chorej po całych nocach — urodziła się córka.
Czemuż nie syn? myślał Stanisław, byłbym go wykształcił na wielkiego człowieka, na bohatera, uczonego, musiałby być szczęśliwym, zacnym, szlachetnym, lecz gdy spojrzał na córkę, gdy widział miłość i czułość matki — pogodził się z faktem dokonanym.
Helci przybył nowy temat do rozmowy, opowiadała z zachwytem o każdym ruchu małej dzieciny, o krzywieniu buzi, o dobrym apetycie, o zdrowiu, o mądrości dziecka i rozmyślała nad — posagiem.
Stanisław wziął się szczerze do pracy, całe dnie przesiadywał w swym pokoju, a żona nie czyniła mu już żadnych wyrzutów, gdyż pracował na chleb codzienny, dla niej i co ważniejsza, dla dziecka.