Strona:Wykolejony (Gruszecki) 61.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

zaczęły go niecierpliwić, drażnić, aż wreszcie stanowczo jej oświadczył, że nie zaprzestanie pisać, póki nie skończy.
Pewnego wieczoru Helcia z bijącem sercem zbliżała się do pokoju męża, co chwila stawała wahając się i rozmyślała, jak gdyby układała plan rozmowy. I nic dziwnego, że była tak skłopotana, kasa jej była na schyłku, dziś obliczyła, że po wzięciu dzierżawy za ogród owocowy zaledwie sto kilkadziesiąt guldenów zostanie na jesień i zimę. Z czegóż tu zapasy domowe porobić, a i suknię sprawić i salopkę pokryć, podatki zapłacić — szła więc do męża, aby mu się zwierzyć z kłopotu i po raz pierwszy zażądać pieniędzy. Cicho otworzyła dzwi. Stanisław leżał na szezlongu. Zobaczywszy żonę, podniósł się zwolna.
— Proszę cię wejdź, czułem się zmęczony, więc się położyłem na chwilkę.
— Aleś ty nie chory, mówiła Helcia, z troskliwością zbliżając się do niego.
— Nie, złe nie ginie, o mnie się nie obawiaj.
Helcia wpatrywała się przez chwilę w Stanisława, wreszcie prędko i gorączkowo wypowiedziała jednym tchem.