Strona:Wykolejony (Gruszecki) 68.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

że niepodobna mu było zebrać myśli. Słowa żony, „cóż teraz będzie?” piekły go, dźwięczały w uszach, widział je wyryte, czuł w mózgu, w sercu, wszędzie.
Gniewnie rzucił pióro i położył się na sofkę, patrząc bezmyślnie na sufit.
Po dłuższej chwili zerwał się nagle i ze słowami: „muszę, to na chleb dla nich” — siadł do stolika.
Pisał jakiś czas, czytał i darł kartka po kartce, co napisał, tak przepędził kilka godzin.
Po chwili wstał i z rozpaczą w głosie zawołał: „nie mogę!”
Szerokiemi krokami mierzył pokój to wszerz, to wzdłuż, aż jasny ranek zmusił go do udania się na spoczynek, aby się nie zdradzić przed żoną.
Podobne sceny powtarzały się z większą lub mniejszą zmianą przez kilkanaście dni. Tę swoją troskę ukrywał starannie przed żoną, na weksel pożyczył pieniędzy, mówiąc, że je otrzymał z poczty.
Dawniej rozpoczęte prace kończył pod naciskiem konieczności, wydostał nawet zarzucony artykuł krytyczny i wysłał do stolicy.
Nie długo czekał na odpowiedź, przyszła aż nadto wcześnie. Z gorączkową niecierpliwo-