Strona:Wykolejony (Gruszecki) 74.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

sił upokorzenia, nie tyle ze złego serca, ile z głupoty pochodzące. A przytem musiał pracować ciężko, żmudnie; w zwykłych dniach od 8 rano do 12 i od 3 do 6 wieczorem. W domu zaś przepisywał podania i prośby, aby módz spłacić dług zaciągnięty przez siebie.
Stanisław milczał i pracował zawzięcie, jak gdyby pracą nieustanną, mechaniczną, chciał zabić buntującego się ducha. Zawsze milczący, spokojny, z zaciśniętemi ustami, wypełniał polecenia przełożonych. Ta jego duma kłuła w oczy wszystkich, i mimo, że obowiązki przyjęte ściśle pełnił, zawsze znalazło się jakieś „ale“.
I w domu nie czuł się spokojnym i szczęśliwym; to ten, to ów przychodził, to z poleceniem od burmistrza, kasyera, to o poradę jaką lub z propozycyą, tak, że wolnej chwili nie miał.
I Helcia, ta dobra, słodka Helcia, także się zmieniła. Ta aureola i urok, jaki otaczał w jej oczach Stanisława samodzielnego, zamożnego, piszącego książki, znikła gdy został miejskim pisarzem. Dziś czuła się z nim niejako na równi postawioną — było jej z tem wygodniej, aniżeli dawniej i w bardzo krótkim czasie stały się te nowe stosunki żywiołem, w którym jej