Strona:Wykolejony (Gruszecki) 76.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

do szafy i kufra, i z pokorą znosił wszystko, jak automat; zdawało się, że już go nic nie poruszy, nie przerwie tej apatyi.
Pewnego południa pogodnej jesieni, siedział Stanisław w biurze i pilnie przepisywał terminowy akt dla burmistrza. Był to niewielki o jednem zakratowanem oknie pokój. Szyby przepuszczały zaledwie mdłe promienie słońca, gdyż z kurzu wyglądały jak matowe. W około aż pod sufit stały ścienne szafy, a w nich oprawione akta, na grzbiecie mające wypisany rok. Podłoga brudna, zabłocona była tu i owdzie wytartą. Kwadratowy, niegdyś żółty stolik, stał tuż przy oknie, zapełniony papierami. Wielki, okrągły, szklanny kałamarz, oblepiony warstwami kurzu i zaschłego atramentu, dominował na stole. Na krześle, niegdyś zieloną skórą, dziś pożółkłą i wytartą pokrytym, siedział Stanisław i pisał, czasami tylko rzucił szybko okiem na zegarek, by następnie tem skwapliwej przepisywać.
Powietrze było przepełnione stęchlizną, kurzem, kwaśnemi wyziewami świeżo oprawnych fascykułów, rozkładowym zapachem cygar, papierosów i fajek. Na nieprzyzwyczajonych sprawiało ono odurzające wrażenie i każdy radby się wymknąć co najprędzej.....