póty będę miał nadzwyczajnie posępne wyobrażenie o pańskiej działalności wychowawczej“.
Przeczytał profesor, kiwał głową, nie wiedział co na to powiedzieć; tylko siekane kotlety skakały mu po głowie.
— Nieprawdaż, co za nikczemny osobisty paszkwil? — rzekł Dryblaski.
— O, tak, nikczemny — powiem więcej — podły, cyniczny, znamionujący całkowity upadek moralny! Widocznie bowiem pod płaszczykiem kotletów wydrwiwa wzniosłe ideały... Zasady moralne nazwał tanim artykułem...
— Ciężką jest praca dla społeczeństwa! — wykrzyknął z uniesieniem Dryblaski. Panie profesorze, w obronie zasad musisz mi podać rękę! Trzeba piórem odeprzeć ten niski napad, zapobiedz zdemoralizowaniu młodzieży, która widocznie podżegana, odwróciła oto oczy od szlachetnych dążności i w tej chwili my, wychowawcy, znajdujemy się wobec nadzwyczajnych trudności edukacyjnych!
— Rozumiem! — zawołał Brzdączkiewicz, a w duszy pomyślał: Boi się, żeby rodzice nie poodbierali chłopaków z pensjonatu!...
Przełożony uścisnął rękę sprzymierzeńca i wybiegł, jak gdyby chciał szukać innych
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.