Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

rozłożył dziennik i rzekł w nadzwyczajnem roztargnieniu:
— Na ostatniej lekcji mówiliśmy o kotle... Ale się ugryzł w język, spostrzegł, że o mało nie palnął głupstwa i prawił dalej: Mówiliśmy, powiadam, o zwrotach krasomówczych, bez których nikt nie zdoła nadać myślom swoim pięknej językowej szaty...
Tu zerknął na klasę okiem, aby z fizjognomji uczniów pomiarkować, czy który nie złowił uchem jego „lapsum linguae“. Na szczęście, uczniowie nigdy nie słuchali tego, co profesor mówił z katedry.
Widząc przeto, że mu uszło, uderzył silnie pięścią w katedrę i zawołał:
— Uważać!... Gawdzicki, powiedz mi na czem polega postać krasomówcza, synekdoche?... Nie uważasz, widzę — hę?... Chodzisz sobie do szkoły, jak do cyrku...
— Owszem, panie profesorze, bardzo uważam! Synekdoche jest to postać krasomówcza, która...
Zaciął się chłopiec, gdyż była zmowa, żeby w odpowiedź koniecznie wtrącić wyraz „kotlety“, a tu z kotletów nie umiał zrobić synekdochy. Pedagog przyszedł mu w pomoc, mówiąc:
— Wyznaczono podatek na głowy — jest