Brzdączkiewicz był grafomanem, to jest pismakiem nałogowym, który przekazałby potomności bardzo wiele tomów, gdyby tylko chciano drukować wszystko, co napisał.
Na drugi dzień po opisanych już wypadkach w szkole nasz pedagog nieustannie powtarzał przełożonemu, że „obmyślił sposoby urwania łba hydrze“. Ale — zdaniem profesora — należało przedtem zwołać sesję, czyli zgromadzić różnych mężów zaufania, ażeby naprzód sami się należycie oburzyli, a następnie rozpowszechniali oburzenie swoje po całem mieście. Nawiasem mówiąc, Brzdączkiewicz nadzwyczajnie lubił sesyjki, które zwykle kończą się porządną kolacją: jadł wtedy dobrze i bezpłatnie.
To też niejednokrotnie z bólem się wyrażał do kolegów: „W naszych stosunkach czuć się daje dotkliwie ten brak, iż się rzadko schodzimy, a tu wymiana myśli jest potrzebą niezbędną“.
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.