Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakoż trzeciego, czy czwartego dnia, wieczorem, w mieszkaniu Dryblaskiego zgromadziło się poważne ciało pedagogów, mających obradować nad tem, co należy przedsiębrać, aby „urwać łeb hydrze“, która rozluźniła w internacie węzły karności, a na zewnątrz zakłóciła wyborną harmonję między szkołą a domem, co może być nawet bardzo groźne dla zakładu.
Posiedzenie zagaił przełożony, przedstawiając w długiej przemowie dotychczasową swą działalność wychowawczą. W dalszym ciągu mówił o konkurencji, tak niebezpiecznej dla dzieła wychowania, o zuchwałym i obelżywym liście ojca, o manifestacji w szkole, o wstrętnych plotkach w mieście.
„Do nas należy — powiadał — oświecić ciemne społeczeństwo, przedstawić mu, że my jesteśmy jego dobroczyńcami. Jeżeli tego nie uczynimy, jeżeli ogół będzie nam odmawiał swej ufności, to wychowanie dzieci stanie się wkrótce niepodobieństwem“.
Z kolei i zupełnie w myśl mowy Dryblaskiego przemawiał inny pedagog, odznaczający się jąkaniem, niby Demonstenes w epoce, nim został mówcą. Ten się zaciął na jakimś wyrazie z początkowem brzmieniem p, mrugał oczyma, poruszał wargami, nareszcie, nie mogąc w żaden sposób wymówić fatalne-