Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

łożony szkoły, zgromadził wykwalifikowanych nauczycieli, porozdzielał między nich lekcje, urządził całkowity tryb postępowania według zegara i dzwonka. On zrobił może nawet więcej, aniżeli wielu innych w takich razach. Cóż z tego, kiedy w owych zachodach nie było duszy ludzkiej, która z miłością całą i bez względu na koszta tworzy wszelkie dzieła. Organizm szkoły wyglądał jak fabryka, gdzie każda machina pod właściwym nadzorem wykonywała oznaczoną robotę. I szło. Tylko, że w fabryce można zmierzyć, odważyć, ocenić produkt, a stosownie do tego — machiny udoskonalać, naprawiać, zmieniać; w szkole — nie.
Gdyby pan Dryblaski, oprócz swego własnego ja, posiadał w sobie jeszcze drugie ja rzetelnego pedagoga, to ono powiedziałoby mu wręcz i przedewszystkiem:
— Nie stworzysz wzorowej szkoły wychowawczej, szkoły takiej, coby nie spaczyła i nie zepsuła powierzonego sobie materjału, ale go porządnie przerobiła i zwróciła społeczeństwu, jako prawdziwie pożyteczną jednostkę, dzielną siłę.
— Dlaczego nie?
— Bo — naprzód — ogół, rodzice wcale nie pojmują, co to jest wychowanie, i nie