Po wódce i przekąskach obradujący areopag wychowawczy zasiadł do smacznej kolacji, którą spożywano z niepospolitym apetytem, zapijając zimnem piwem. W czasie jedzenia każdy poczuwał w sobie jakby podwójny obowiązek do walki w obronie zakładu.
Trzeba było widzieć Brzdączkiewicza przy kolacji. Mało powiedzieć że jadł ustami: jadł on całą swoją osobą, każda część jego ciała stosowała się do jedzenia, wszystkie zmysły zdawały się być czynne, nawet uszy się trzęsły. Znać było, że profesor umie to robić i że robi to z prawdziwem zamiłowaniem. Po dwakroć przybierał sobie sarniny z półmiska, powtarzając: „Taka sarnina i na zimno podana — rzecz znakomita!“...
Przy czarnej kawie z likierem jeszcze ktoś poruszył sprawę pensjonatu; ale teraz nie przemawiano już z takim zapałem, jak po-
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.
V.