czyć panu przełożonemu, że w szkole, gdzie się takie rzeczy dzieją, niema widocznie najmniejszego porządku. Jednocześnie oznajmiła, iż stosownie do tego, co wie od Gucia, w całem gronie nauczycieli jeden tylko profesor Brzdączkiewicz nie prześladuje dzieci i „jest na swojem miejscu“; zresztą toż samo mówią koledzy Gucia.
Z początku bardzo się usprawiedliwiał pan przełożony, mówił, że pana Szczypawki nie ma już w zakładzie, że za gburostwo wydalił także z zakładu stałego korepetytora Tatarskiego i usunął czwartoklasistę, słynnego ze szczutków i kułaków. Ale kiedy matka trzy razy z rzędu zarzuciła brak porządku w zakładzie, jako główną wadę systematu wychowawczego, przełożony nie mógł już wytrzymać i naprzód pozwolił sobie zrobić uwagę, jakoby płeć żeńska nie była kompetentną do oceniania systematów pedagogicznych; następnie posunął się dalej, nazwał Gucia „skończonym osłem“ i „próżniakiem ostatniego rzędu“.
Rozdrażniona w najwyższym stopniu pani odebrała syna z zakładu i odjechała, powtórzywszy raz jeszcze z naciskiem, że szkoła, w której niema najmniejszego porządku, nie jest zakładem wychowywania, lecz — demoralizowania dzieci.
— Tego już zawiele! — zawołał Drybla-
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.