stworzenie niepotrzebne. „Trzeba tu zrobić porządek“ — pomyślał sobie.
Zjadł obiad, wyszedł przed chałupę, a psiak się za nim wygramolił. Nawrot ziewnął głośno, przeciągnął się, włożył prawą rękę pod kołtun i drapał głowę wszystkiemi pięcioma palcami. Od niechcenia rzucił okiem na szczeniaka. „Duży będzie i mocny“ — pomyślał. Schylił się, wziął psa za kark, podniósł do góry zajrzał mu w usta. „Będzie czujny, cięty, bo ma czarne podniebienie... Możeby go zostawić na chowanie, a Finkę powiesić na wierzbie? Suka już stara, wysłużyła swoje...“
Z tych myśli wyrwał go głos sąsiada Suchara, który oparłszy się obiema rękoma na granicznym płocie, kurzył fajkę i patrzył na podwórko Nawrota.
— Co to za szczeniak? — zapytał Suchar.
— Po Fince — odrzekł Nawrot, nie odwracając nawet głowy do sąsiada.
— Wiem, że nie po krowie!... Dałbym wam setny worek plew za tego pieska, bo mi stróża potrzeba przy chałupie, a wy nie macie co dawać jeść gadzinie.
— Dajcie wiązkę słomy!
— Wiązka wiązce nie równa... Ocipkę dodam, słoma na przednówku — rarytas.
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.