straszliwe walki. Musiały pomiędzy temi psami istnieć także stare zadawnione nienawiści, antypatje, gdyż ciągle jeden drugiego napadał, ciągle tu słyszałeś charkanie odgrażania się, wrzawę zajadłości.
Chociaż nie zwierzę, ale również nocny tryb życia pędzący, Warga był zwierzchnikiem tej psiarni i kijem uczył ją psich obowiązków, a głównie uległości dla przełożonego. O jakiemś pobłażaniu, wyrozumiałości, miłosierdziu mowy tu nie było.
Jeżeli stróż nocny miał przypadkiem słusznie czy niesłusznie żal do dziedzica, albo, jeżeli otrzymał za ostre upomnienie od rządcy, ekonoma, pisarza, wtedy całą gorycz swej duszy wlewał w stosunek z psami i krzywdę własną w trójnasób wynagradzał sobie psią krzywdą.
Pozostał już Kwiatek przy tym nocnym stróżu, który, aby go odróżnić od psów dworskich, nazywał go „psem swoim“. Dobrze jest być psem człowieka, karmiącego psy cudze; więc Kwiatek opływał teraz w obfite i smaczne dania: nigdy go jeszcze tak rzetelnie nie stołowano. Ilekroć w owczarni zdechł baran i obdarty ze skóry dostał się na psiarnię do rozporządzenia Wargi, zawsze Kwiatek otrzymywał z tego najlepsze kąski. Przy dworze pies wypełniał, wypiękniał, lśnił
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.