Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

idealnie doskonałego, aby miał co kochać w życiu, gdy go świat nie zadawalniał. Czegóż więcej można żądać od widma?...
„Niechże mię ona nie opuszcza!“ — wołał. — „Zostań, zostań przy mnie, ty cudownie piękny, wielki cieniu! Bądź zawsze takim, jakim cię pojąłem, ukochałem i uwielbiłem!“
Pojął ją i ukochał przez egoizm, a oto ona egoizm przemogła i nad nim góruje: jego egoizm wszedł w nią cały.
Na każdym ideale ciąży obowiązek, aby uszlachetnił swojego czciciela, aby szczęściem ozłacał dolegliwość czci. Widmo dożywiało się krwią jego, mózg jego ssało; za to miał dla niego miłość macierzyńską w sobie.
O to nie koniec! Człowiek jest codziennie innym, codziennie spostrzega coś innego w sobie samym. Rozwiązują się i powszednieją jedne tajemnice, a tysiące nowych powstają. Koją się i zadowolnione znikają jedne pragnienia, a roje innych opadają duszę, rwą ją i szarpią na wszystkie strony. Jest olbrzymie pożądanie człowieczeństwa, aby święte i wzniosłe ideały urzeczywistniać, aby ich każdy mógł palcami dotykać... Przez miłość, przez gorące pragnienia i marzenia ciążymy do pospolitości. Ludzie z boku przyklaskują nieraz temu dziełu; ale mistrz, twór-