niej cisnęła jego ramię, a czasem ręka jej mimowolnie uściskiem dank składała męskiej dłoni. Ta rączka śliczna, obnażona z rękawiczki, miała cudowny kształt, białość alabastrową, miękkość puchu, gładkość aksamitu i delikatność lilji, z których się zdały płynąć lube ognie, co go na wskroś przenikały.
Przez jakiś czas milczeli oboje, upojenie miłe, zachwyt czując w duszy. Naraz, i to jednocześnie, każdemu z nich wyrwało się naiwne zapytanie: „o czem myślisz?“ Skoro się ma wspólne uczucia, ma się też wspólne myśli: ta kombinacja pozwala, aby człowiek człowieka odczytywał jak książkę. I w tem nie ma nic dziwnego.
„Myśli nasze i uczucia wybiegły ku sobie na spotkanie — on rzekł — więc, co twoje wytworzą, moje w lot pochwycą, i odwrotnie. Widocznie jest potrzeba wzajemnego odczuwania się wiedzy o tem, co które z nas pragnie, aby dla drugiego istniało. Toż ja w swej duszy troskliwie zapisuję każdy twój uśmiech, każde słowo, łzę każdą — odczuwam cię całą. Z czcią i uwielbieniem cię noszę taką odczutą w sobie, zawsze pomny, że za nas oboje czuć, myśleć nieraz wypadnie. Gdy serce moje uderzy pod wpływem miłych a drogich wspomnień o tobie, myślę, że twoje również bije wtedy... Miljon razy w marzeniu bywa-
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.