szę i nie wstrząsały nią potężnie?... Napisawszy atoli romans, uwolniłem się od ideji, która mię była opętała. Gdybym się teraz ożenił, uwolniłbym się i od miłości. O nie, ja chcę jeszcze kochać!...
Ludzie lubią mówić i pisać o wiecznej miłości, chociaż każdy bezwarunkowo stwierdza na sobie prawo zmienności. Jakże się nie mają zmieniać uczucia, jeżeli następuje zmiana fizjognomji, nałogów, obyczajów, poglądów i wszystkiego naokoło?... Miłość idealna jest piękna, gdy ozdabia serce ludzkie, nudna, gdy się o niej mówi, czyta. Zresztą, prawdę mówiąc, któżby uwielbiał aniołów, gdyby nie było szatanów?...
No, a moja książka? Puszczam ją między ludzi. Jeśli mnie nie zrozumieją, poprzestanę na tem, że sam siebie rozumiem. Skończoną już pracą autor przestaje żyć: należy ona do przeszłości, a tylko przyszłość daje obietnicę życia. Człowiek może mieć tylko jedną słuszną ambicję: być sobą. Bo przecież, gdy się rzuca na niepodobieństwa, wnet dobry jego gienjusz zawoła: „stój!“ Innym razem podnieca: „naprzód!“
W książce swojej przedstawiłem miłość nieszczęśliwą, co to lubi ciemności nocy, rozmowę z gwiazdami przy smutnym uśmiechu księżyca. Kochankowie kryją się nieraz wśród
Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.