Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/102

Ta strona została przepisana.

bym się stał z gorszego lepszym; wolałem raczéj ciebie uważać odmiennym, niźli mniemać, że tém nie jestem czém ty jesteś. Odpychałeś mnie przeto i sprzeciwiałeś się bredniom dumnych moich myśli: spokojnie więc wyobrażałem sobie cielesne postacie, i ciało oskarżałem sam będąc ciałem i wiatrem idącym, a do ciebiem nie powracał[1]; idąc tedy, przechodziłem myślą świat pełen wyobrażni takowych istót, jakie się ani w tobie, ani we mnie, ani w ciałach nie znajdują, ani były twego Słowa utworem, lecz mojéj próżności z ciał wywiedzionym wymysłem. Mówiłem więc do pokornych i wiernych dzieci twoich, do współobywateli moich, nie wiedząc żem od ich pokory był wówczas bardzo daleko, mówiłem do nich nierozważnie i szyderczo: jakie dusza moja, którą Bóg utworzył być może w błędzie? a znieść tego nie mogłem, gdy mi odpowiadano: jakże Bóg być może w błędzie? Dowodziłem upornie, że raczéj nieodmienna istota twoja w błąd była wcięgniona, aniżelibym uznać miał, że bardziéj moja odmienna istota dobrowolnie zboczyła, i za karę błądzi.
Liczyłem sobie około dwadzieścia sześć lub siedm lat, kiedym te księgi napisał, i te obrazy próżności napełniały mój umysł, które, jakby zwijanie owych ksiąg w uchu serca mojego szeleściały. Chciałem o słodka prawdo! nastawić mego ucha na wewnętrzną twoję melodyę; kiedym nad owém piękném i stósowném rozmyślał, „pragnąc stać przed tobą abym cię słuchał, i wielce się weselił dla głosu oblubieńcówego[2]“ lecz nie mogłem, bo głos błędu mojego przeszkadzał mi, i wywłóczył mnie zewnątrz; a brzemie méj pychy w przepaść mnie wtrącało. „Nie dawałeś bowiem słuchowi mojemu radości i wesela, ani rozradowały się kości moje, wówczas jeszcze nieuniżone[3].“


  1. Ps. 77, 39.
  2. Jan. 3, 29.
  3. Ps. 50, 10.