a niektóre zamilczałem; wszystkie ona w wierném sercu swojém z ufnością chowała, a w ustawicznych modlitwach, jako pismo krwią twoją podpisane, zawsze przed ciebie stawiała. Bo ty nieskończonego miłosierdzia Boże, tych nawet, którym wszystkie długi przebaczasz, prócz tego czynisz jeszcze wierzycielami twoich obietnic.
Dźwignąłeś mnie z téj choroby, i tym czasem uzdrowiłeś ciało syna twéj służebnicy, abyś go droższém i trwalszém obdarzył duszy zdrowiem. Niemniéj w Rzymie zachowałem związki z owymi zwiedzionymi i zwodzącymi świętymi. Nie tylko ze słuchaczami, do których liczby należał i mój gospodarz domu, gdziem chorował i pozdrowiał, lecz także i z ich wybranymi.
Jeszczem tak z nimi mniemał, że to nie my grzészymy, ale niewiedzieć jakaś inna w nas grzészy natura; i podobało się to mojéj dumie być bez winy, i gdym co złego popełnił nie uznawać się winnym przed tobą „abyś, z miłosierdzia twego, uzdrowił duszę moję, bom zgrzészył tobie[1],“ ale uniewinniać ją lubiłem, oskarżając nie wiem co innego, co było we mnie, a czém ja nie byłem. Wszelako tém wszystkiém ja to byłem, i własna tylko bezbożność moja oddzielała mnie od siebie samego, a grzéch we mnie był tém trudniéjszy do uleczenia, ilem się nie mniemał być grzésznikiem; a przeklęta nieprawość moja, o Boże wszechmocny! raczéj ciebie zwyciężonym we mnie, na zgubę moją, niżeli twoje zwycięstwo nade mną, na zbawienie moje, uważać wolała.
Jeszcześ ty wtedy „nie postawił straży ustom moim, ani drzwi wstrzemięźliwości nie osadziłeś w około warg moich,
- ↑ Ps. 45, 5.