aby serce moje nie nachylało się ku słowom złośliwym, ku wymawianiu wymówek w grzéchach, z ludźmi nieprawość brojącemi, dla tego jeszcze spółkowałem z wybranymi ich[1];“ ale już nie miałem nadziei, abym w téj fałszywéj nauce postąpił; a co lepszego oczekując, umyśliłem jeszcze trzymać się dla méj spokojności tych samych zasad, ale z większą już odtąd oziębłością i swobodą. Przyszło mi wreszcie na myśl, że filozofowie, których Akademikami zowią, roztropniejsi od innych byli, utrzymując, że o wszystkiém wątpić należy, że człowiek żadnéj prawdy pojąć nie jest zdolny. Tak mniemałem według powszechnéj opinii, że taka była ich nauka, któréj wtedy prawdziwego sensu jeszcze nie zrozumiałem.
Nie wahałem się pohamować nawet gospodarza mojego od zbytecznéj ufności w rzeczach bajecznych, któremi księgi Manichejskie były napełnione; przyjaźń jednak z tymi kacerzami z większą zachowałem zażyłością niźli z innymi ludźmi, którzy do téj sekty nie należeli. I aczkolwiek z mniejszym zapałem broniłem ich opinii, moja wszelako z nimi zażyłość, (bardzo wiele ich w sobie Rzym ukrywał), ostudzała mój zapał w badaniu lepszych rzeczy, zwłaszcza wtedy, gdym już zwątpił, o Boże nieba i ziemi, Stwórco wszech rzeczy widzialnych i niewidzialnych, że w twoim kościele mogę znaleść prawdę, od któréj mnie oni odwodzili.
Sromotném bardzo zdawało mi się przypisanie ci kształtu naszego ciała, niemniéj żeś układem członków naszych okréślony. A kiedym chciał wyobrazić sobie Boga mojego, myśl moja zawsze wiązała się do pewnéj massy cielesnéj, (i nic nie wydawało się moim oczom, coby takiém nie było), ta była główna i prawie sama jedna przyczyna nieuchronnego mojego błędu. Stąd nierozumnie utrzymywałem, że złe ma pewną istotę, jednę cielesną massę ziemi, niekształtną czyli gęstą, którą oni ziemią nazwali; drugą cieniutką i subtelną jaką jest ciało powietrza, którą sobie, jako ducha
- ↑ Ps. 140, 3-4.