wierny jest![1].“ I żadnym sposobem te słowa unikczemnione być nie mogą, które wyszły z ust twéj prawdy: „Jeżeliście tedy w niesprawiedliwéj mamonie wiernemi niebyli: która prawdziwa jest, kto się jéj wam zwierzy?“ „A jeżeliście w cudzém wiernemi nie byli, któż wam odda, co waszém jest?[2]. Taki to był przyjaciel wtedy szczerością ściśle ze mną związany, i razem ze mną wahający się w życia wyborze.
Podobnie i Nebrydyusz, opuściwszy swoję w poblisku Kartaginy krainę, i samę Kartaginę, w któréj bardzo często przebywał, a nawet piękną i zamożną ojczystą dziedzinę i dom; za którym matka jego iść nie myślała; przybył do Medyolanu nie w innym zawodzie, jedynie, aby spólny ze mną żywot prowadził w namiętnéj żądzy szukania mądrości i prawdy. Wzdychał on razem ze mną i zarówno tą samą wątpliwości ręką był kołysany ten zapalony śledzca szczęśliwego życia i przenikły badacz najtrudniejszych zagadnień. Owóż usta nas trzech ubogich łaknących, nawzajem niedostatkiem oddychały: „i od ciebie pokarmu w czasie wyznaczonym czekały[3].“ A w goryczy, którą twoje miłosierdzie zaprawiało światowe życie nasze, rozważając powód cierpienia naszego, same tylko ciemności błędu snuły się przed nami, odwracaliśmy się od nich z westchnieniem i mówiliśmy: dopókiż tego będzie? A to często powtarzając, biegliśmy tą samą koleją życia codziennie, ponieważ nic pewniejszego jeszcze dla nas nie zabłysnęło, cobyśmy zatrzymali w miejscu opuszczonych reszty błędów.
Nie mogę bez wielkiego zadumienia odświéżyć w méj pamięci tak długiéj przewłoki upłynionego czasu, od dziewiętnastego roku życia mojego, w którym z wrzącym po-