Same nawet ludzkiego życia przyjemności i roskosze, nie tylko przeciwnościami, które niespodzianie uprzedzają i napotykają naszę wolę, ale jeszcze jakby za cenę wymyślonych i dobrowolnych przykrości zakupujemy. I tak: w jedzeniu i napoju żadnéj nie masz roskoszy, jeżeli nie poprzedzi ucisk głodu i pragnienia. Ale i pijacy jedzeniem słonych potraw drażnią pragnienie, które ulubionym napojem uśmierzając, roskosz sobie czynią. Taki niemniéj zaprowadzono obyczaj, że po dziewosłębinach, zwłóczą oblubienic wydanie, aby mąż przyszły nie pogardzał żoną, do któréjby, jeszcze jako oblubieniec przez czas niejaki jéj oczekując, nie wzdychał. Widzimy to równie w obrzydliwéj i haniebnéj roskoszy, jak w przyzwoitéj i dozwolonéj uciesze, to samo w szczeréj i czystéj przyjaźni, jako i w powrocie owego syna, „który umarł ale ożył, zaginął, a znalezionym został“ bo wszędzie i zawsze wielką radość wielkie utrapienie lub smutek poprzedzić musi.
Ale jakże Panie Boże mój, kiedyś ty jest sam dla siebie wieczną radością i roskoszą, i niektóre istoty z ciebie, w około ciebie wiecznie się weselą? dla czegóż to ta część świata ciągłéj ulega przemianie, ubytku i wzrostu, sporu i pokoju? Czyliż taka jest jéj istót posada? lub takoweś udziałał? kiedyś ty od wysokości niebios aż do głębokości ziemi, od początku aż do końca wieków, od anioła aż do najdrobniejszego robaczka, od piérwszego ruchu aż do ostatniego, wszelki rodzaj dobra, na własném ich umieścił siedlisku, wszystkie doskonałe dzieła twoje, we własnych czasach urządził. O wielki Boże! jakżeś na wysokościach wzniosły, w przepaściach głęboki! nigdzie nie oddalasz się, z trunoscią jednak do ciebie wracamy.