Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/205

Ta strona została przepisana.

widzieć się nie chciał, a stawiłeś mnie przed moje oblicze, abym całą moję zgrozę i szpetność obaczył, jak jestem wykrzywiony niekształtny i nieczysty; jakie są skazy i wrzodliwość méj duszy. Widziałem się niestety! a ten widok sromotny całego mnie przeraził; nie było ustronia, do któregobym uszedł od siebie. A chociażem usiłował odwrócić moje oczy od siebie, ten człowiek ciągle i coraz jaśniéj opowiadał, tyś mnie znowu sławiał przede mnie, i oczy moje mną samym wykłówał, abym tém jaśniéj poznał nieprawość moję. Znałem ją dobrze; lecz pokrywałem ją, pobłażałem jéj i wypuszczałem ją z pamięci. Wtedy atoli, im więcéj czułem w sobie gorącéj miłości ku owym sługom twoim, słysząc o zbawienném ich serc uniesieniu, że z całą ufnością twéj opiece się zupełnie i zaraz pddali, z tym większą obrzydliwością i zgrozą w porównaniu z niemi siebie rozważając, nienawidziłem się i surowo obwiniałem. Ponieważ tak wiele już lat moich ze mną pospołu płocho i napróżno upłynęło (pewnie dwanaście lat skończyło się, od dziewiętnastego roku mojego życia, kiedy czytanie Hortenzyusza Cycerona wznieciło we mnie miłość mądrości), odkładałem przecież poświęcenie ziemskiego szczęścia dla wyśledzenia téj prawdziwéj szczęśliwości, któréj nie już posiadanie, ale nawet samo jéj szukanie przekładać należało nad odkrycie bogatego skarbu i królestwa narodów, i nad wszelkie ciała roskosze, w których miłośnicy ich, każdéj chwili opływać mogą.
Lecz niestety ja, nader nieszczęśliwy młodzieniec, na samém wstępie mojego młodzieństwa nieszczęsny, prosiłem cię o czystość i mówiłem: „daj mi czystość i powściągliwość,“ lecz nie teraz jeszcze. Bałem się, że mnie rychło wysłuchasz i nagle uleczysz z choroby méj żądzy, którą raczéj chciałem nasycić się, niżeli ją w sobie wygasić. Błąkałem się więc po nieprawych i krętych drogach świętokrackiego zabobonu; a chociażem nie widział w nim nic pewnego, miałem go jednak jakby przewodniem pomiędzy innémi