O Panie, oto ja sługa twój, jam sługa twój i syn służebnicy twojéj. Potargałeś pęta moje, tobie ofiarować będę ofiarę chwały[1]. Niech cię moje serce i język mój wysławia; niech wszystkie kości moje i władze méj duszy, zawołają: Panie któż podobien tobie[2]? niech mówią a odpowiédz mi, i rzecz duszy mojéj: jam jest zbawieniem twojém[3]. Czémże byłem niestety! Jakimże byłem? Ileż to było złego we mnie, czyli w moich uczynkach, a jeżeli nie w uczynkach, to w moich słowach: jeźli nie w słowach to w méj woli się mieściło? Aleś ty Panie dobroci i miłosierdzia, jedném spojrzeniem twojém przemierzył całą głębokość mojéj śmierci, i z gruntu mojego serca wyczerpałeś źródło skażenia. A w tém wszystkiém o nic więcéj nie rozchodziło się, tylko bym nie szedł za skłonnością méj woli, lecz twoję wypełniał.
Ale gdzież przebywało przez tyloletnią czasu przewłokę, i z któréjże głębi i tajemnego ustronia, nagle wywołane zostało wolne méj woli użycie, „któreby nakłoniło mój kark do łagodnego jarzma twojego, i schyliło barki pod lekkie