to pomiędzy nami, aby go przed nikim zgoła nie wynurzyć: aczkolwiek nas z doliny płaczu wychodzących i śpiewających pieśń stopni, uzbroiłeś „ostremi strzałami i palącemi węglami[1]“ przeciw zdradliwemu językowi, który nam radząc, sprzeciwia się, i kocha nas jako potrawę, którą pożywa.
Tyś Panie zranił serce moje miłości twéj pociskiem; i nosiłem twoje słowa, któremiś przeszył wnętrzności moje; a budujące przykłady sług twoich, których ciemności rozproszyłeś, a przyodziawszy ich światłem z śmierci do żywota przywołałeś, wzniosły się jakby stós gorejący na spalenie i strawienie we mnie ciężaru gnuśności i odrętwienia, by mnie w przepaść błędów nie nachylał, i tak byłem przejęty żywym zapałem ich przykładu, że wszelki przeciwny powiew, podstępnym językiem wyzioniony, byłby bardziéj płomień zamiaru mojego rozzarzył, aniżeli go zagasił.
A lubo chwała imienia twojego, któreś po całéj ziemi poświęcił i rozszérzył, zapewniała mi wielbicielów mojego ślubu i zamiaru, próżną jednak uważałem to chełpliwością, aby nie doczekać tak blisko nadchodzących wakacyj; ale od publicznego i przed oczy wszystkich wystawionego nauczania, wcześnie oddalać się, a tém samém dać powód do mówienia o mnie, że nie z innéj przyczyny chciałem poprzedzić resztę czasu do dnia popisu i jesiennego odpoczynku zakreślonego, jedynie: abym się wsławił moim czynem. Na cóżby się przydało podawać moje przedsięwzięcie nierozważnym domysłom, próżnym roztrząsaniom, i wyzywać bluźnierstwa na święte natchnienie. I ten niemniéj dostateczny był powód; że tego lata, w publiczném nauczaniu, wielka praca znacznie nadwerężyła moje piersi, iż z trudnością oddychać mogłem, a wewnętrzne boleści dowodziły płuc nadwerężenia, które głosu jasnego i przedłużonego wydawać nie dozwalały; i to z razu zatrwożyło mnie, żem niemal potrzebą był zmuszony złożyć brzemie owego mistrzostwa, albo go
- ↑ Ps. 119, 4.