mnie czém jestem, kiedy nie chcą dowiedzieć się od ciebie czém oni są istotnie? I skądże wiedzą, gdy o mnie ode mnie słyszą, że prawdę mówię? ponieważ „nikt z ludzi nie wié co jest w człowieku, jedno duch człowieczy który w nim jest[1].“ Lecz jeźli usłyszą Ciebie mówiącego o sobie samym, nie poważą się powiedzieć: „Pan skłamał.“ Cóż bowiem jest od ciebie słyszeć o sobie, jeżeli nie to, aby poznać siebie samego. A kto zaprzecza to, co tak jasno w sobie poznaje, czyliż nie kłamie sobie samemu? Ale „jak miłość wszystkiemu wierzy[2]“ pomiędzy temi, których bratnim węzłem połączyła; tak niemniéj tym, w twéj obecności Panie, czynię moje wyznania, by mnie słyszeli z tą wiernością, którym okazać nie mogę prawdy w nich wyznanéj, ci więc, którym miłość uszy dla mnie otwiera, wierzą słowu mojemu. Ty jednak wewnętrzny mój lekarzu okaż mi pożytek z tego wyznania, które czynię! Bo wyznania przeszłych błędów i win moich, któreś mi przebaczył i twojém zmiłowaniem osłonił, abyś mnie w sobie ubłogosławił przez odrodzenie méj duszy wiarą i sakramentem twoim: kiedy są czytane albo słyszane, zachęcić mogą serce rozpaczą odrętwiałe, by nie mówiło: „nie mogę!“ i obudzić je z ufnością do miłości miłosierdzia twego, i do słodyczy twéj łaski, któréj dzielnością każdy słaby siły nabiera, i przez którą swoję słabość uznaje. Jakaż to niewypowiedziana pociecha dla sprawiedliwych, słyszeć o przeszłych grzechach owych ludzi, którzy są od nich uwolnieni, nie dla tego, że to są grzechy, ale że były, a już ich nie ma.
Ale z jakimże pożytkiem mój Boże, któremu codziennie wyznaje sumienie moje daleko bespieczniejsze w nadziei twego miłosierdzia, aniżeli w swojéj niewinności; z jakimże to będzie pożytkiem pytam się, że niemniéj ludziom przed twoją oblicznością tém pismem wyznaję to, czém dziś jestem, nie to czém byłem? Bo z wyznań przeszłego żywota