mojego jużem uznał pożytek, i o nim namienił. Lecz teraz bardzo wielu, którzy mnie znają i nie znają, którzy ode mnie, albo nieco o mnie od innych słyszeli, wiedzieć pragną w obecnym moich wyznań czasie czém jestem, ale oni ucha swego nie mają u serca mojego, w głębi którego tém jestem, czémkolwiek jestem. Chcą pewnie słyszeć mnie wyznającego, czém rzetelnie wewnątrz siebie samego jestem, dokąd ani okiem, ani uchem zagłębić się, ani myślą dosięgnąć nie mogą. Są oni zdolni wierzyć mi, ale nie poznać mnie; bo miłość która ich poświęca, mówi im: że nie kłamię w mojém wyznaniu, i ona mi u nich wiarę jedna.
Ale z jakimże pożytkiem pragną dowiedzieć się o tém jakim jestem? Czyliż chcą cieszyć się ze mną, skoro się dowiedzą, ile mnie twéj łaski pobudka przybliżyła do ciebie, a dowiedziawszy się, jak bardzo jeszcze opóźniam się własnym moim ciężarem w dążeniu, zechcąli modlić się za mną? Takowym braciom moim okażę się rzetelnie. Nie mały to zapewne pożytek mój Boże, by od wielu dzięki były tobie składane za ten dar, który w nas jest; i aby cię wielu za nas błagało[1]. Niech serce mych braci kocha we mnie to, co według twéj nauki jest kochania godném, a nad tém niech boleje, nad czém ubolewać im nakazujesz. Ale tych uczuciów żądam jedynie od serca mych braci, nie od obcego serca; nie od synów cudzych „których usta mówiły nikczemność, a prawica ich, prawica nieprawością zmazana[2].“ Ale bratnie serce niech wznieci to uczucie, które jeśli mnie chwali, cieszy się ze mną, jeśli mnie gani, za mnie się smuci, bo równie w pochwale jak w naganie kocha mnie.