potrzeb słabości naszéj urządziła ziemię, wodę i niebo, zaczém potrzeby i uciski nasze na roskosze przemieniamy. Tyś mnie tego nauczył, bym używał pokarmów jako lekarstwa. Ale kiedy z ucisku łaknienia przechodzę do stanu sytością zaspokojonego, w tym przechodzie pożądliwość sidła na mnie zastawia. Ten bowiem przechód jest roskoszą, i nie ma innéj drogi do przejścia, jedynie ta którą przechodzić zmusza mię potrzeba. Samo tylko utrzymanie życia i zdrowia jest jedynym powodem jedzenia i picia, ale do niego przyłącza się w towarzystwie jakby służalec, niebespieczna przyjemność, i bardzo często wyprzedzić mnie usiłuje, oraz natrętnie domaga się tego dla siebie, na cobym jedynie dla koniecznéj potrzeby zdrowia zezwolił. Nie wystarcza więc jedna i ta sama miara dla obudwóch, ponieważ co jest dosyć dla potrzeby, to dla przyjemności nie wiele. I trudno przychodzi poznać niekiedy: czyli potrzeba jeszcze wymaga posiłku dla ciała, albo téż omylna żądza chce, aby roskoszy dogodzić. Do téj niepewności uśmiecha się nieszczęśliwa dusza ucieszona, że skoro niewiadoma jest konieczna ilość dla zasiłku ciała, znajdzie w niéj obronną wymówkę pod pozorem zdrowia, osłonienia nieprawego swéj roskoszy dogadzania.
Każdego dnia sprzeciwiam się usilnie tym pokusom, wzywając twéj zbawiennéj prawicy ku méj pomocy, i w téj niepewności do ciebie się uciekam; bo widzę, że moje w téj mierze zachowanie się nie jest jeszcze stałe. Ale słyszę głos rozkazującego Boga mojego: „miéjcie się na baczeniu, aby kiedy nie były obciążone serca wasze obżarstwem i opilstwem[1].“ Opilstwo wprawdzie dalekiém jest ode mnie, a nieskończone miłosierdzie twoje nie dozwoli mu zbliżyć się ku mnie. Lecz obżarstwo trafia się niekiedy słudze twojemu; ale ty litościwie oddalisz je ode mnie. „Nikt bowiem nie może być powściągliwy, ażby Bóg dał[2].“ Wiele da-