że czas jest pewną rozciągłością, ale jaka jest téj rozciągłości istota? nie wiem tego; może to będzie mój własny umysł? Cóż albowiem mierzę o mój Boże! kiedy mówię, bez okresu: ten czas dłuższy jest od owego; albo z okresem: ten czas jest dwa razy dłuższy od tamtego? To wiem z pewnością, że wtedy mierzę czas; ale nie mierzę przyszłego, którego jeszcze nie ma, ani teraźniejszego, bo nie rozciąga się, ani nakoniec przeszłego, którego już wcale nie ma. Cóż tedy mierzę? nie przeszłe czasy ale przemijające czasy, jak to już powiedziałem.
Stałym bądź mój umyśle, dołóż twéj uwagi i usiłowań! Bóg jest naszym wspomóżcą: „my jego dziełem jesteśmy ale nienaszém.“ Uważaj gdzie zorza prawdy wschodzić poczyna. Oto sobie wystaw, że głos ciała brzmieć zaczął, ciągnie się jego brzmienie, nakoniec brzmieć ustaje, nastąpiło milczenie, ów głos przeminął, i nie jest już głosem. Nim zaczął brzmieć, był przyszłym, przeto nie mógł być mierzony, bo jeszcze go nie było; i teraz mierzyć go nie można, bo go już nie ma. Wtedy właśnie mierzyć go można było kiedy brzmiał, ponieważ było co mierzyć, lubo i wtedy nie zastanawiał się, przychodził bowiem i przemijał. Czyliż przeto nie mógł być mierzony? jego bowiem przechód rozciągał się w pewną przewłokę czasu, w któréj mierzyć go można było, ponieważ teraźniejszy nie ma żadnéj rozciągłości. A jeżeli wtedy mierzyć się dozwolił, uważaj, oto inny głos brzmieć zaczyna, utrzymuje się i ciągnie bez przerwy; mierzmy go póki słyszeć się daje; skoro brzmieć ustanie już będzie przeszłym, i nie będzie co mierzyć. Więc go mierzmy i długość jego wyrachujmy. Ale jeszcze brzmi; inaczéj zaś brać nie możemy jego miary, tylko od jego po-