spółecznego dobra do swego własnego majątku, to jest: od prawdy do kłamstwa: bo „kto kłamstwo mówi, ten ze swego własnego mówi majątku[1].“
Najsprawiedliwszy sędzio mój Boże, ty szczera prawdo, wysłuchaj co odpowiem upornemu przeciwnikowi mojemu; wysłuchaj, bo w twéj obecności mówię, jako i w obecności braci moich, którzy przyzwoicie używają prawa, odnosząc go do miłości, jako do właściwego jego celu; wysłuchaj Panie, jeżeli ci się podoba, i rozważ moję odpowiedź. Takowe uczynię mu zapytanie w duchu pokoju i bratniéj miłości: skoro obaj uznajemy, że to jest prawda co ty mówisz, i obaj uznajemy, że to niemniéj prawda, co ja mówię, w którémże źródle proszę cię czerpamy to nasze przekonanie, ani ja tego w tobie nie widzę ani ty we mnie, lecz zapewne obaj czerpamy je w nieodmiennéj prawdzie, która przewyższa słabość pojęcia naszego. A jeżeli zgadzamy się względem światła Pana Boga naszego, które nas objaśnia, pocóż wiedziemy tak zacięty spór względem myśli bliźniego, któréj tak jasno widzieć nie możem, jak nieodmienna prawda jasno widzieć się dozwala? Chociażby sam Mojżesz zjawił się rzeczywiście i mówił nam: Taka była moja myśl właściwa; nie widzielibyśmy jéj, lecz wierzylibyśmy jego mowie.
Zaczém, jak napisano, mówi Apostoł: „niech się jeden za drugim nie nadyma przeciwko drugiemu[2].“ Ale „miłujmy Pana Boga naszego ze wszystkiego serca, ze wszystkiéj duszy i ze wszystkiéj siły naszéj; a bliźniego naszego jako nas samych[3].“ Te dwa przykazania miłości były jedynym celem, który sobie Mojżesz zamierzył do napisania ksiąg swoich. Czyliż poważymy się wątpić o tém, a zadawać przez to Bogu kłamstwo, jeżeli przyznawać będziem jego słudze inne wyobrażenie od tego, jakie mu świadectwo Boże przyznaje? Z tego wszystkiego wnieś, że to gruba nieroztropność, pomiędzy tak wielką ilością prawdziwych znaczeń, które