Nie obowiązują zaiste tak sumiennie i ściśle prawidła mowy i głosek, jak to prawo palcem twoim na sumieniu człowieka zapisane: „żeby drugiemu nic czynić tego, co nie chciałbyś, żeby tobie czyniono [1].” O jakże wielką tajemnicą jesteś na wysokościach mieszkający w cichości sam jeden wielki Boże, który nieodmienném prawem spuszczasz karzące ślepoty na nieprawe żądze nasze! Kiedy człowiek chciwie ubiega się za sławą wymowy, stojąc przed sędzią równie jak on człowiekiem, w pośród licznego zgromadzenia ludu, kiedy z okrutną nienawiścią nastawa na swojego nieprzyjaciela, aby go potępić: chroni się najprzezorniéj wszelkiego błędu w mowie, by nie wyrzekł: „pomiędzy ludziom” ale by piekielną swoją zapalczywością nie zgładził człowieka „z pomiędzi ludzi” tego się wcale nie wystrzega.
W piérwszym wieku mojéj młodości, wystawiono mnie nieszczęśliwego na próg tak skażonych obyczajów; takie to było moje na placu zapaśniczym naukowe ćwiczenie się: że przezorniej wystrzegałem się popełnić błąd barbaryzmu, aniżeli gdym go popełnił zazdrościć moim współzawodnikom, którzy go nie popełnili. Mówię i wyznaję tobie mój Boże tę słabość moję, która jednała mi pochwałę u ludzi, którym podobać się, wtedy było dla mnie uczciwém życiem, ile żem nie postrzegał tęj sromotnéj przepaści, w którą byłem daleko od twego oblicza wtrącony. Byłoż co wtedy szpetniejszego nade mnie? tak dalece, że takiemi postępkami nie podobałem się zgoła nikomu, oszukując niezliczonemi kłamstwy mojego nadzorcę, nauczycieli i rodziców; obrażałem ich nieumiarkowaną do gry miłością, namiętném przypatrywaniem się nikczemnym widowiskom, i z niepoha-
- ↑ Mat. 7, 12.