Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/435

Ta strona została przepisana.

słońcu, księżycu, i o zaćmieniach, lecz samą tylko wyczytał w nich sprzeczność z dowodami, które wyczerpnął z dzieł innych filozofów[1]. Zwolennicy manicheizmu obiecywali mu, że zawołany ich biskup Faust, za najuczeńszego u nich uchodzący; skoro przyjedzie do Kartaginy wszystkie trudności jego, a nawet daleko zawilsze łatwo i zrozumiale wyjaśni. Po długiém oczekiwaniu przybył Faust, Augustyn wszedł z nim w rozmowę, aliści z pokorą wyznał, że on takowych nauk nie posiada; wątpić o tém więc począł ten namiętny miłośnik prawdy, któréj wszędzie szukał: że ją w kacerstwie Manichejskiém najdzie; od tego czasu zmniejszył się jego zapał, i dalszego postępowania w tém kacerstwie zaniechał; zostawał jednak w niém jeszcze czas niejaki. Nieskończone miłosierdzie Boże prawie zawsze unosiło się nad nim, dziwnemi i skrytemi drogami prowadziło go do przeznaczonego celu: zrażony niesfornością szkolnéj młodzieży opuścił Kartaginę po siedmioletnim w niéj pobycie.

383 roku, nie długo bawiąc w Tagaście, mimo woli matki, która gwałtem zatrzymać go przy sobie chciała, odpłynął do Rzymu. Skoro tam przybył, zamieszkał u pewnego manicheusza z liczby słuchających; (bo sekta Manichejska dzieliła się na dwie klassy: słuchających, w któréj był Augustyn i wybranych); zaczął najprzód w jego domu dawać lekcyje retoryki, wkrótce gruchnęła jego sława po Rzymie, celniejsza młodzież schodziła się do niego, wszyscy zgoła podziwiali płynną jego wymowę i głęboką erudycyą. Lecz i tam nieprzyjemna doszła go wiadomość: że młodzież Rzymska, przy schyłku szkolnego roku, przeniewierza się swojemu mistrzowi, aby się uchylić od należącéj mu zapłaty, przechodzi do innego nauczyciela. Na jego szczęście, w porę przybyli posłowie z Medyolanu do Symmacha prefekta Rzymu z prośbą o zdatnego mistrza retoryki dla tego miasta; Augustyn ubiegał się u Rzymskiego prefekta o tę posadę

  1. Wyz. ks. piąta, rozd. III.