głębszy od jéj gruntu, a wyższy nad wszystkie pomysły, i co ma najwyższego. Trafiłem przeto na ową zagadkę Salomona; na owę zuchwałą niewiastę i w mądrość ubogą, która siedząc na stołku we drzwiach swego domu, wołała z niego na przechodniów: „Wody kradzione słodsze są, a chléb kryjomy smaczniejszy, jédzcie i pijcie je ochotnie [1].” Zwiodła mnie ta niewiasta, bo znalazła mnie zewnątrz zupełnie mieszkającego dla oka mojego ciała, i takie potrawy w sobie żującego, jakie mi do połknienia podawało.
Nie domyśliłem się innéj natury, która jest sama przez się prawdziwie; przeto usilnie starałem się bystrością mojego umysłu, prz podobać owym śmiesznym zwodzicielom, nie umiejąc odpowiedzieć, gdy mi zadawali pytania: z kąd złe pochodzi; czyli Bóg jest kształtem ciała ograniczony, czyli ma włosy i paznogcie; czyli uważać za sprawiedliwych przystoi, którzy wiele żon mają razem, ludzi zabijają i z bydląt czynią ofiary? Wzdrygnęła się; moja niewiadomość na takowe zagadnienia; odchodziłem od prawdy w mniemaniu, żem się ku niéj zbliżał, bom nie wiedział, że złe nic nie jest innego, tylko utratą dobrego aż do tego stopnia, gdy się nic nie pozostaje zupełnie. Izaliż to mógłem widzieć, kiedy mój wzrok na ciało tylko, a umysł na próżne urojenie był obrócony?
Nie wiedziałem, że „Bóg jest Duchem” że nie ma członków wzdłuż i w szérz wymierzonych, którego istota nie jest żadną massą; bo massa w części mniejsza jest niźli w swéj całości. A jeżeli jest nieograniczona, mniejsza jednak jest w okréślonéj przestrzeni, niźli w nieskończonéj swéj rozciągłości, i nie wszędzie jest tak zupełnie całą, jak duch, jak
- ↑ Przypow. 9, 14, 17.