Strona:Wyznania świętego Augustyna.djvu/86

Ta strona została przepisana.

téj wieszczej sztuce, nie zdołali mnie przekonać zupełnie, abym ją porzucił; ponieważ więcéj polegałem na powadze jéj pisarzy, a nie znalazłem jeszcze wcale pewnego dowodu, jakiegom szukał, któryby mnie jasno przekonał, że traf, lub wypadek, lecz nie rachuba obrotów niebieskich, stanowił prawdę przepowiedni.




ROZDZIAŁ IV.
O zgonie jego przyjaciela.

W owych piérwszych latach mojego w rodzinném mieście nauczycielstwa, zawiązałem ścisłą przyjaźń z pewnym młodzieńcem, ulubionym rówiennikiem w naukach i wieku, który kwiatem młodości ze mną razem rozkwitał. Dziećmi będąc wzrastaliśmy razem i do szkoły uczęszczali, ze sobą razem grywaliśmy. Lecz nie był mi jeszcze piérwszą przyjaźnią tak miłym jak drugą; aczkolwiek i druga nasza przyjaźń nigdy nie była prawdziwą; bo przyjaźń nie będzie prawdziwa, jeżeli ty nie zawiążesz jéj pomiędzy przyjaciołmi z tobą złączonemi „miłością w sercach naszych rozlaną przez Ducha ś., który nam jest dany[1].” Słodką jednak była dla mnie owa ścisła z nim zażyłość, na ognisku równych uczuć zapałem skojarzona. Odciągnąłem go od prawdziwéj wiary, którą jego młodość jeszcze nie była gruntownie oświéconą: abym go tém łatwiéj nakłonił do zabobonnych bredni i moralnego zamoru, który tyle łez i serca boleści matkę moję kosztował. Błądził umysłem swoim ze mną pospołu ten człowiek, bez którego dusza moja nigdy obejść się nie mogła. Lecz oto ty zawsze idziesz za śladem blisko zbiegów twoich, Boże sprawiedliwéj pomsty, zarazem i źródło miłosierdzia, który nas niepojętemi prowadzisz do siebie drogami! oto owego człowieka wywołałeś z tego życia, gdyśmy zaledwo rok jeden w ścisłéj ze sobą spełnili przy-

  1. Do Rzym. 5, 5.