Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

Na progu ukazało się młode dziewczę.
Wbrew obyczajowi wschodniemu, twarz dziewczyny była odsłonięta. Z błyszczących oczu jej błyskał gniew, ledwie hamowany.
Trudno wymarzyć istotę oryginalniej piękną, urody dzikszej i zarazem bardziej malowniczej.
Był to typ czysty i zupełny starożytnej rasy arabskiej,
Szczupła i wysmukła, jak młoda palma, giętka jak liana leśna, w plecach mimo to była barczysta; twarz podłużno owalna, miała delikatną cerę o żywej barwie florenckiego bronzu.
W ogromnych oczach iskrzyły się ponure źrenice, a usta szkarłatne były jak kwiat kaktusu, a w tej chwili przy gniewnem wykrzywieniu odsłaniały zęby jak u młodego wilka.
Cekiny złote upinały jej długie i gęste włosy czarno-niebieskiego połysku. Drobne nóżki, na wpół nagie w pantofelkach i ręce obnażone, budziły podziw niepospolitą delikatnością.
Młoda Arabka liczyła zapewne najwyżej piętnaście lat.
Z dumą utkwiła wzrok do tłumacza i tonem obrażonj królowy zapytała go, czego chcą ci cudzoziemcy od niej i od jej ojca i zkąd ta pogróżka wdarcia się przemocą do ich domu?
Porucznik, gdy mu przetłomaczono te pytania, kazał odpowiedzieć, że oddział francuzki żądał gościnności, ale oficerowie i żołnierze uszanują dom i jego mieszkańców, i że gospodarz otrzyma zapłatę, jaką sam oznaczy,
W chwili, gdy dziewczę miało dać na to odpo-