Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

Zatem, panie jenerale, mogę teraz odważyć się na zaszczyt uściśnięcia dłoni pańskiej, której przed chwilą nie śmiałem dotknąć... z powodu tej gnojówki...
Hrabia skwapliwie pośpieszył uścisnąć rękę wieśniaka i rzekł:
— Kochany panie Gérardzie... bardzo dobrze było tak, jak byłeś... niepotrzebnie trudziłeś się przebieraniem...
— O! przepraszam, panie jenerale, co obowiązek, to obowiązek — odparł ojciec Gérard... Dla pana podprefekta zawsze się ubieram a dla pana nie miałbym... znam się ja na zwyczajach i grzeczności... Ale to jeszcze nie wszystko, panie jenerale, przekąsi pan z nami... bez ceremonii... bo po co te ceremonje między porządnymi ludźmi, Choć odrobinkę... każe Kaśce zabić kurę i usmażyć omlet...
I pan mer już zmierzał do drzwi, ale jenerał zatrzymał go temi słowy:
— Z największą przyjemnością nie odmówiłbym, kochany panie Gérardzie, lecz moja córka czeka mnie ze śniadaniem i byłaby niespokojną, gdybym zaraz nie wrócił do domu.
— Rozumiem to, trudna rada... nie można dręczyć pańskiej córy... Ale przynajmniej napije się pan z nami... coś, cóś przetrąci... niech się pan nie boi... to wino nie tutejsze... z pieczątką lakową... prawdziwe bordoskie lub burgund... co pan woli... Kupiłem je dla mego kapitana... Alboż co jest na świecie tak dobrego, czegobym ja mu dać nie chciał?
Słuchając tej gadaniny i szorstkiej i śmiesznej, Sebastyan stał jak na rozżarzonych węglach.