— O! bynajmniej... Iowszem, najpoczciwszy człowiek...
— Więc, cóż?
— Ale taki rozkoszny, taki nieokrzesany, gburowaty, taki śmieszny! — opowiadał p. de Franoy. — Trudno nawet przypuszczać, ażeby taki typ mógł istnieć... Taki rodzic to kula u nogi takiego młodego człowieka, dystyngowanego pod każdym względem! Jeżeli Sebastyan, gdy zostanie pułkownikiem i kawalerem legii honorowej zechce się ożenić, radzę mu szukać żony o dwieście lub trzysta mil ztąd... Żadna dobrze wychowana panna w naszej okolicy niezgodziłaby się na teścia w podobnym rodzaju...
Berta tak zbladła i uczuła takie ściśnięcie serca, że p. de Franoy niezawodnie zauważyłby tę bladość i to wzruszenie, gdyby w tej że chwili służący Antoni nie wszedł do pokoju, niosąc na tacy jakiś list.
— Dla pana jenerała — rzekł — od pani baronowej de Vergy. — Posłaniec, który przywiózł ten list, czeka na odpowiedź pana jenerała...
Hrabia żywo rozdarł kopertę i przebiegłszy oczyma list, zawierający tylko kilka wierszy, odczytał go głośno.
Oto jego osnowa:
„Czy będziesz tak dobry przyjechać na obiad jutro do Saint Juan wraz z Bertą, którą proszę cię ucałuj serdecznie odemnie“.
„Ośmielę się, za pozwoleniem twojem, przedstawić ci jednego z moich krewnych, margrabiego de Flammaroche, który dziś przybyć ma do wód Guillon, z porady lekarskiej.