żałuj mnie! Nie jestem odstępcą zasad, jestem tylko rozbitkiem!.. W dzień ślubu bedę miał smutne prawo przyczepienia sobie kartki z tym opłakanym napisem:
Tak, wice hrabio, jestem zrujnowany, prawie zupełnie. Nikt tego nie przypuszcza, nieprawdaż? ty sam tego nie podejrzewasz? Jeżeli dzisiaj mówię ci o tem, to jedynie dla tego, że zło jest naprawione a przynajmniej będzie, dzięki posagowi przyszłej margrabiny Flammaroche... Gdyby nie to, wierzaj mi, byłbym znikł, nikomu nic nie mówiąc, i o niczem nie wiedziałbyś... Cóż chcesz, jestem z tych, co wolą budzić zazdrość niż litość!
Matka moja jest bogata, ale egoistką i powtarzała mi często, ażebym nie liczył na nią przy płaceniu za me szaleństwa, a te szaleństwa kosztowały mnie bardzo drogo... Matka wydając swoje dochody, zupełnie jest w porządku... ja na jej miejscu tak samo postępowałbym... Zatem majątek jej nie może się liczyć w moim bilansie, chyba pod rubryką nadużyć na przyszłość.
Zresztą miałem z czego żyć. W majoracie mym, w dobrach Flammaroche byłem sobie panem; majątek ten wart przynajmniej cztery kroć sto tysięcy franków, a przynosił pietnaście tysięcy franków rocznego dochodu.
Iluż to młodych ludzi na mojem miejscu puściłoby to wszystko w ciągu dwóch lat? Ja rozsądniejszym byłem i zręczniejszym... Kilka tryumfów na wyścigach i w buduarach, kilka pojedynków szczęśliwych, wprowadziło mnie w wadę... Prowadziłem życie na wielką skalę... Mówiono wiele o mych powo-