Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

łem do Cusance. Ten „nieunikniony“ jegomość już był tam. Codzień, o godzinie drugiej punktualnie, pan kapitan, pod pozorem partyi szachów, pakuje tu swą osobę... Jenerał ma do niego słabość...
Obiad zeszedł wesoło. Przyszły mój teść ma wyborne wina. Berta widocznie bardziej się już do mnie ośmieliła, mniej bowiem była milczącą, niż w Saint-Juan... To wcale nie głupia osóbka. Jak ze sześć lat pożyje w świecie w Paryżu i nabierze pewności siebie, czego jej jeszcze brakuje, będzie prawdziwie dystyngowaną i szykowną. „Nieunikniony“ wyglądał ponuro i prawie ciągle milczał. Może ma rozum, ale go kryje pod korcem. Zauważyłem, że częściej i dłużej przypatrywał się Bercie, niż zwykle... Brak mi wymowy, ażeby ci dać pojęcie, jak mnie ten huzar draźni.
Po obiedzie poszliśmy na kawę do altanki ogrodowej, która mi przypomniała ogródki nasze podmiejskie, dokąd nasz ludek przychodzi na pieczeń z królików i lurę, zwaną winem.
Po kawie ofiarowałem się mej drogiej kuzynie baronowej i odprowadziwszy ją trochę na stronę, prosiłem ażeby mnie objaśniła co do tego wojskowego... Czy to zakochany konkurent?
Przyznała mi się, że i ona również była tem zaniepokojona, ale się już zupełnie uspokoiła, rozmówiwszy się z jenerałem. Sebastyan Gérard (tak się nazywa nieunikniony) jest synem prostego chłopa, który się dorobił majątku, handlując drzewem. Nie śmiałby oczu podnieść na córkę hrabiego de Franoy...
Co do mnie, niepodzielam tego przekonania. Tak wielka skromność nie leży w naturze ludzkiej, a zwła-