ko odemnie, powiedział bym ci, nie zwlekając: „Masz moją rękę; córka moja jest twoją!.“ Ale nie dość mnie się podobać, trzeba się podobać i Bercie...
— Jenerale — szepnąłem zasmuconym głosem — czym, na nieszczęście, nie podobał się pannie de Franoy?..
— Tego nie mówię, nie wiem, nawet nie przypuszczam — podchwycił żywo hrabia. — Dla czego miałbyś się nie podobać memu kochanemu dziecku? Musiałaby być bardzo kapryśną... Ja tylko mam taką zasadę: Chcę, ażeby Berta była szczęśliwą... Chcę, ażeby miała swobodę przy wyborze męża, choćby miała odmówić ręki temu, kogobym ja wielce pragnął mieć za zięcia... Chcę, ażeby kochała swego przyszłego męża... Staraj się o jej rękę, margrabio... zostań narzeczonym prawdziwym, narzeczonym jej serca... a jak się spodobasz Bercie, to ci ją dam...
Wtedy ja wyraziłem mu wdzięczność w jak najprostszych wyrazach!
Ot na czem rzeczy stanęły, mój drogi wicehrabio...
Ojca względy już mam, teraz trzeba w sobie rozkochać córkę... Dotychczasowe powodzenia, bez żadnej z mej strony zarozumiałości pozwalają mi się spodziewać, że nie jest to zadanie po nad me siły... Słusznie więc mogę powiedzieć, że interes w trzech czwartych skończony, i mam nadzieję, że na pierwszą mą prośbę będziesz tak łaskaw niezwłocznie opuścić Paryż, ażeby być obecnym w małym kościołku Cusance na ceremonii ślubnej, która mnie zaciągnie w szeregi mężów, z których tyle się nakpiłem...
Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/123
Ta strona została skorygowana.