Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

— Zyskasz moją wdzięczność...
— Jak chcesz kochany stryju...
— Więc się zgadzasz?
— Z całego serca, chociaż przykro mi...
— Aniołem jesteś, baronowo!
— Ślicznie dziękuję! — odrzekła młoda wdowa ze śmiechem.
Poczem dodała:
— Mam zatem opiekować się Bertą z całą powagą mego sędziwego wieku i olbrzymiego doświadczenia... Muszę tylko pewną zmianę zaprowadzić w tym projekcie...
— Zgadzam się na wszystko... Cóż to za zmiana?
— Da mi stryj u siebie gościnę na noc... Zamiast jutro wieczorem przyjeżdżać po Bertę, zabiorę ją z sobą jutro zrana, dzień przepędzi u mnie, a wieczorem po balu ci ją odwiozę...
— Tak, ale z ubraniem?..
— Przewieziemy je z sobą już tak, że się nie pogniecie i Berta ubierze się w Saint-Juan...
— A to i owszem, moja baronowo, i upewniam cię że nigdy żadna synowica, nie była taką jak ty pociechą dla starego stryja!
Uwolniony od tak męczącej nocy w blizkiej przyszłości, jenerał nadzwyczaj wesół był podczas obiadu a następnie i wieczorem.


∗             ∗

W głębi ogrodu Cusance, w parkanie naprzeciw zamku, poza gęstęmi krzakami bzów, znajdowała się mała furtka, pomalowana na zielono, zamknięta