Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

zardzewiałym kluczem, a prowadząca na łąki przerznięte strumykiem Cusancin.
Sebastyan nieraz zauważył tę furtkę. Po obiedzie, kiedy wszyscy udali się do ogrodu odetchnąć świeżem powietrzem wieczornem, podszedł do niej zblizka i przekonał się, że klucz dobrze obraca się w zamku. Klucz ten włożył do kieszeni.
Księżyc, prawie w pełni, słał na ziemię czyste, jasne światło. Sebastyan napisał ołówkiem kilka wierszy na kartce w notesie, wydarł ją, złożył jak najdrobniej, poczem przyłączył się do innych osób, od których odszedł przed chwilą.
Na zakręcie alei znalazł się obok Berty na sekundę i korzystając z tego zbliżenia, wsunął jej do ręki zwiniętą kartkę papieru.
Młode dziewczę, zdziwione zrazu i prawie przestraszone, drgnęło, jakby przebiegła po niem iskra z bateryi elektrycznej, nie rzuciła jednak kartki, ale ja włożyła za gors.
Od tej chwili Berta, ogarnięta podwójną gorączką ciekawości i niepokoju o jednem tylko myślała: co zawiera tajemnicza kartka, którą jej oddał Sebastyan, a która jakby obdarzona władzą magiczną, paliła jedwabistą skórę jej piersi.
Pod pierwszym lepszym pozorem wróciła sama do zamku, zamknęła się w swoim pokoiku, zapaliła świecę i blada, drżąca, wyciągnęła z po za gorsu kartkę Sebastyana, rozwinęła ją ręką niepewną i przeczytała następujące wyrazy:
„Pani! Wielkie niebezpieczeństwo grozi mi... nieszczęście jakiego bym nie przeżył... Być może, w mocy pani jest, oddalić je odemnie, ale o tem muszę